wtorek, 29 sierpnia 2017

Lindt Raspberry Intense

Nieczęsto u mnie gości Lindt, ale kiedy już gości to znaczy, ze gdzieś na pewno była promocja albo otrzymałam prezent w takiej oto postaci. Tymi sposobami istnieje szansa na nieprzepłacanie za potencjalnie niesmaczny wyrób. Dużo słodyczy jest do kupienia, spróbowania i zrecenzowania, sami rozumiecie. Jak dotąd, szwajcarska firma zbiera (nie tylko) u mnie w znaczącej większości nienaganne opinie. Poniższa tabliczka musiała trochę się naczekać na jej kolej, dlatego w związku z szybko zbliżającą się datą przydatności do spożycia, nie było innej opcji niż napoczęcie jej. Liczyłam na różnice pomiędzy nią, a truskawkowym wariantem.



Nowość przestała już byś świeżością - nie bez przyczyny tak układam słowa, ponieważ ona weszła na rynek w okolicach Świąt Bożego Narodzenia tamtego roku. Wyglądem z każdej strony przypominała mi Strawberry Intense. Podział kostek, wyrycia, grafika i owoce. Tafla charakterystycznie łamała się z niemal niemym trzaskiem (letnie temperatury robią swoje). Krótki czas trzymania między opuszkami palców powodował topienie czekolady. Identyczna sytuacja miała miejscu w przypadku położenia kawałka na języku. Fala przyjemnej i subtelnej słodyczy okalała go niewyraźnie gorzkim smakiem kakao. Owoce także nie pozostawały dłużne. Nie traciły żadnej chwili, aby pojawić się. Na przemian osładzały i obdarowywały kwaskiem pochodzącym z rozgryzionych pestek malin.



Podoba mi się wyważony smak powstały w wyniku połączenia słodyczy i kwasku. W tle deserowa czekolada albo jak kto woli - ciemna. Tak właściwie jedno stanowi tło dla drugiego, ponieważ składniki są ze sobą ściśle połączone. W końcu dodatki naprawdę trudno oddzielić od tafli, o ile to w ogóle możliwe. Owoców jest mimo, choć zdawać by się mogło, iż ten 1% aż tylu wkładu miał nie będzie. A jednak. Wspomniałam na początku o Strawberry Intense. Gdybym miała je porównać ze sobą to tamta trzymała w sobie trochę słodsze (w związku z tym kwaśny akcent był słabiej wyczuwalny), czerwone cząsteczki. Taka najważniejsza, jesli nie jedyna różnica.

Skład i wartości:

Znalezione: Kaufland
Cena: 5-7 zł
Ocena: 4/6

17 komentarzy:

  1. Nie przepadam za tą marką czekolad - w ogóle mnie nie kuszą ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. My też Lindty tylko po promocji kupujemy :D
    Tej nie jadłyśmy ale smakowała nam wersja z sezamem :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jadłam i bardzo mi smakowała :) Jak dla mnie jest świetna, ale widzę, że u Ciebie noty takie średnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można zjeść, ale rewelacji wielkich nie ma jak sama zauważyłaś. ;)

      Usuń
  4. Jak dla mnie wszystkie czekolady Lindt są przepyszne :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kusiła, ale chyba pozostanę przy sezamowej :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo lubię czekolady tej firmy :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Truskawkową bardzo lubię, a tej nie jadłam i jakoś nie wpadła mi w oczy, bo zapewne bym kupiła. Brzmi smakowicie i maliny to jedne z nielicznych owoców pasujących mi do czekolady ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwielbiam czekolady Lindt! (chociaż nie znam nikogo kto by nie lubił). Tej wersji jeszcze nie jadłam.

    OdpowiedzUsuń
  9. kocham maliny, ale w czekoladzie jakoś tak mnie nie porywają, zazwyczaj smakują po prostu kwaśno ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ostatnio przerzuciłam się na ciemne czekolady, więc ta propozycja obecnie jest dla mnie idealna :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Zawsze uwielbiałam czekolady i czekoladki tej firmy, ale tej jeszcze nie miałam okazji spróbować, gdyż dieta i wgl słodycze jem rzadko. Może zafunduję sobie kiedyś ;)

    http://kuraibanii.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. Tej wersji czekolady także nie jadłem ;) Jestem ciekawy, jak ona smakuje ;)

    Pozdrawiam,
    Patryk

    OdpowiedzUsuń

Jeśli Ci się podobają przepisy - skomentuj. Bądź na bieżąco - obserwując bloga!
Spam jest ignorowany i usuwany.