Lwy.
Zwierzęta, które wiedza czego chcą. Polują, są od siebie praktycznie niezależne. Groźne, niebezpieczne i budzące ludzką ciekawość. Najlepiej im się żyje na wolności pośród łąk i drzew w (naj)cieplejszym klimacie do jakiego są przystosowane od zawsze. Potężne i silne, dzikie koty. Niebezpieczne dla człowieka. Sytuacja wymagająca spotkanie oko w oko wymaga wielkiej odwagi i niekiedy poświęcenia. Dlatego wielu spośród społeczeństwa woli stawić czoło angielskiemu odpowiednikowi (w nazwie) na zaspokojenie głodu chęci na coś bardzo słodkiego. Trzy czy cztery lata temu skusiłam się na niego, ale całego zjeść nie dałam rady. Przesłodziło mnie... To wspomnienie jednak nie wygrało z chęcią przetestowania nowego smaku.
Czarno-biały design opakowania jest szczegółowo dopracowany. Czarny napis na białym tle tuż obok białego napisu na czarnym tle - dobre zagranie. Z jednej strony ryczący, znany wszystkim lubiącym ów słodycz, lew, a z drugiej przełamany baton utożsamiający się z otwarta paszczą zwierzęcia co by chciał kogoś pożreć. Trochę słabiej prezentuje się sama baryłka upstrzona licznymi wypustkami prześwitującymi ze środka. Czyżby niedbale polano je białą polewą? Tak odebrały to moje oczy, za to nos wychwycił delikatnie karmelową słodycz.
Pierwszy gryz (spowodowany doskwierającym głodem) pochłonął kilka złączonych ze sobą warstw, dopiero następny ocenił sytuację panującą na górze. Polewa ma margarynowy smak, co przekłada się na wyjątkowo słabe rozpuszczanie na języku. To całkowite zaprzeczenie nawet przeciętnej jakościowo czekolady. Jej jedyny plus to cienka warstwa, po za tym jest cukrowo słodka i wyraźnie tłusta. Przykrywa ona mnóstwo doraźnie chrupiących, kakaowych kuleczek. Następny w kolejności, czyli karmel, dodaje mocy słodyczy. Tu nie ma czego się przyczepić, bowiem jest słodki i wysoce klejący do wszystkiego, jak na prawdziwy karmel przystało. Centralną częścią batona jest połączenie kilku (znów) chrupiących wafelków przełożonych wyraziście kakaowym (nie czekoladowym) kremem z wyczuwalną cierpkością. Tafle nie posiadają słodyczy, są raczej neutralne w smaku, takie zwykłe.
Jak na Nestle to zawalili sprawę z polewą, która to woła o pomstę do nieba. A szkoda, bo marka produkuje naprawdę dobre czekolady. Za to krem kupił moje serce za podobieństwo do KitKat'a. Być może to nawet identyczne wnętrze obu batonów od tego samego producenta. Szkoda tylko, że wierzch zawiódł. I to jest główna przyczyna dlaczego nie kupie Liona Black White ponownie. Spora słodycz mi tym razem nie przeszkadzała. Nie przesłodziłam się do końca, ale zdecydowanie zaspokoiłam ochotę na słodycze.
Skład i wartości:
Znalezione: Lewiatan
Cena: 0,99 zł (promocja?)
Ocena: 5/6
Tej wersji nigdy nie jadłam, ale nie mówię nie ;) Spróbuje ;)
OdpowiedzUsuńNie kusi mnie ta wersja smakowa ;P
OdpowiedzUsuńWłaśnie dlatego wolę słodycze, która sama sobie produkuję w kuchni, są zdecydowanie mniej słodkie i nigdy nie zamulają ;)
OdpowiedzUsuńLubię te batony. Chętnie wypróbuję nową wersję :)
OdpowiedzUsuńchyba go jadłam całkiem niedawno i smakował mi w Żabce bł w promocji
OdpowiedzUsuńBardzo go lubię :-)
OdpowiedzUsuńJest przepyszny, a polewa? Nie odnotowałam, żeby aż tak waliła margaryną ;) Mi tam bardzo i to bardzo smakował ;D
OdpowiedzUsuńTragedii nie było, ale margarynowy posmak jednak się tam znalazł.
UsuńDobrze, że Ci smakował. ;)
Czy tylko my miałyśmy wrażenie, że ten Lion smakuje bekonowymi prażynkami z cukrem? xD xD
OdpowiedzUsuńNaprawdę? :o
UsuńNo to niezła kombinacja. :D
Chętnie spróbuję mimo wszystko :)
OdpowiedzUsuńMój blog.