niedziela, 2 lipca 2017

Sonata wafelek nadziewany mleczno-orzechowy

Nigdy jakoś specjalnie nie przepadałam za waflami. Kiedy byłam mała moja rodzinka lubiła je kupować w niemal każdy możliwy sposób: nie ograniczali się do opakowań skoro zakup na wagę był prostszy i tańszy w pobliskim, miejscowym sklepiku. Ja - jak to dziecko - zazwyczaj raczej gardziłam tymi bez polewy i wyjadałam samo nadzienie, o ile było dobre. Te czasy niestety już minęły, a co za tym idzie przestałam tak postępować. Nie przeszedł mi uraz do sztucznych kremów w wafelkach bez jakiejkolwiek polewy, ale zdarzają się wyjątki. Oczywiście, głównie w postaci pakowanych próżniowo wyrobów oblanych czekoladą. Najlepiej znanej już wczesniej marki, choc nie odrzucam od razu nieznanych (nie) nowości.  



Wafel ten od początku przypominał mi starego, poczciwego pana Knoppersa swoim kształtem i nadzieniem zapowiadającym orzechowo-mleczne spotkanie. Wafelek nadziewany mleczno-orzechowy mówi sam za siebie. Cóż, przynajmniej nazwa jest smacznie krótka. Czyż nie brzmi podobnie do niebiesko-białego kolegi? Jak najbardziej (jakby to powiedział Fineasz z jednej z najpopularniejszych kreskówek tego wieku). W tym momencie miałam cichą nadzieję na podobieństwo smaków.



Opakowanie nie grzeszy pięknością. Ba, prawie wcale nie zachęca, jednakże moja chęć przetestowania tego wyrobu wygrała. Myk zrobiono taki, że wafel podlano czekoladą odwrotnie do Knoppersa. Jeśli chodzi o poszczególne warstwy to trzymają się one kupy w całości - oddzielenie ich jest już jakimś wyczynem. Dół z górą to to samo. Polewa smakuje prawdziwie, choć mała jej ilość nie pozwala na rozkosz. Mleczna, słodka i lekko kakaowa. Z kolei płaty są dość grube i dobrze wypieczone w wyniku czego ciężko się łamią oraz satysfakcjonująco oraz aromatycznie chrupią. Niektóre wafle (mam na myśli te z drobną krateczką) mogłyby im pozazdrościć. Pierwszy od dołu krem, jak przystało na mleczny, jest bardzo słodki, co nie do końca idzie w parze z jego rzadkiej konsystencji nadmierną tłustością. Tym samym odznacza się ciemne nadzienie, które dla odmiany posiada więcej plusów. Ów krem smakuje mocnym kakao, ponadto zawiera posiekane na drobno orzeszki laskowe. Słodycz zaś słabsza. Raczej nie ma w nim ani grama posmaku typowego smarowidła kanapkowego, ewentualnie takiego zalatującego taniością.



Jeśli będziesz się zastanawiał(a) nad wyborem pomiędzy tym wafelkiem i Knoppsersem nie zastanawiaj się dłużej, a postaw na Knoppersa. Przynajmniej masz pewność, iż Twój zawód nie nastąpi podczas kolejnej konsumpcji tejże słodyczy. Tutaj jest zbyt tłusto, nieciekawie i tak bardzo podobnie do wcześniej przeze mnie wspomnianego słodycza, że szkoda tracić czas na Sonatę. Tak czy inaczej, da się jakoś zjeść, ale to nic zwyczajnie przyjemnego.

Skład i wartości:

Znalezione: Lewiatan
Cena: ok. 1 zł
Ocena: 3/6

15 komentarzy:

  1. dzięki za ostrzeżenie, nie kupię:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie jem słodyczy, ale dobrze wiedzieć :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wygląda właśnie jak podróbka Knoppersa. Będę pamiętać, żeby go unikać ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie ma to jak Knoppers, to już klasyk, którego nie da się pobić.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nigdy go nie widziałam ale moje pierwsze skojarzenie było takie jak Twoje "Knoppers" ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Będę unikać tego batonu.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie jadam takich rzeczy, ale na pewno wybrałabym Knoppersa za chrupkość i lekkość :)

    OdpowiedzUsuń
  8. mm jak ja dawno nie jadłam knopersa ;D

    OdpowiedzUsuń
  9. Raczej nie kupuję takich słodyczy, ale dobrze wiedzieć :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja bardzo lubię Knopersa :) Ja bardzo lubię wafle orzechowe :)

    Pozdrawiam,
    Patryk

    OdpowiedzUsuń
  11. Nawet nie wiedziałyśmy, że jest taki wafelek :D

    OdpowiedzUsuń

Jeśli Ci się podobają przepisy - skomentuj. Bądź na bieżąco - obserwując bloga!
Spam jest ignorowany i usuwany.