I znowu Muuu... Müller.
Rice, rice baby. Ryż na mleku!
W kwietniu tego roku na polski rynek wkroczyły nowe ryże na mleku od niemieckiego producenta. Jak ich większość, te pozostały białe, jednak łączyła je wspólna podstawa - kokos. Tak samo jak dla obu łącznikiem była kakaowa masa w Riso Chocolate. Co więcej, tutaj mamy wariant biały z czekoladą, a tam był czekoladowy z kokosem. Cóż za zbieg okoliczności. Powiedzmy.
Przypomniało mi się jak szukałam lodów (których recenzja najpewniej tez pojawi się kiedyś na blogu) tam, gdzie mogłam kupić te desery. Czasu zostało mało, bus mógł mi odjechać. W pierwszą stronę najzwyczajniej w świecie szłam, wracając musiałam biec. Odjechał. Kilka minut później przyjechał na jego miejsce odpowiedni bus, tzw. mój. Heh.
Biorąc pod uwagę, że to najnowszy produkt od zachodniego sąsiada w Polsce, publikuję go jako 300-ny post na tym blogu.
Biorąc pod uwagę, że to najnowszy produkt od zachodniego sąsiada w Polsce, publikuję go jako 300-ny post na tym blogu.
W przeciwieństwie do wersji czekoladowej tu mamy do czynienia z ciepłymi, pstrokatymi kolorami. Niezwykle zachęcającymi i pobudzającymi wyobraźnię. Wakacyjnymi. Czyżby producent miał na celu przeniesienie człowieka w skraj bujnej wyobraźni, niemal nieświadomości co do miejsca, w którym się znajduje? Konsument ma poczuć się jak na wakacjach na jednej z dzikich plaż (bez)ludnych, (aczkolwiek) znanych ludzkości wysp z dostępem do oceanu? Błękit wody i nieba, sypki piasek oraz palmy z egzotycznymi owocami. Zapowiadało się oszałamiająco oraz orzeźwiająco jednocześnie. Pobudzająco.
Riso kokos czekolada
Na pierwszy ogień poszedł 200 g kubeczek z czekoladą. Po zdarciu wierzchniej osłonki spotkał mnie delikatny, praktycznie nikły zapach ryżu z czekoladą (nad którym zdominował aromat kokosa) i tafla biało-żółtawego bagienka z jakimiś wypustkami. Ów masa okazała się być konsystencji francuskiego Crѐme Brûlée, zaznaczając, że nie była tak gęsta do nieporuszenia. Kremowa, mleczna i subtelnie słodka a la budyniowa maź. Zatopiła w sobie niezliczenie wiele ziarenek niezupełnie ugotowanego (nieco twardawego) ryżu. Odłączenie tych dwóch ciał łatwością się nie stało. Pod nimi znalazła się czekoladowa substancja o rzadszej konsystencji. Ku mojemu niezadowoleniu ten dodatek nie był dobry, raczej taki nijaki. Być może to przez lekką wodnistość. Słodki, owszem. Kakaowy też, ale czegoś istotnego mu brakowało. Kokos obecności nie wykazywał prawie przez cały czas. Jedynie momentami wyczułam jego potencjalny smak.
Wszystko byłoby fajnie gdyby producent nie zepsuł dolnej warstwy. Smakowała mi ona prędzej czekoladopodobnie niż czekoladowo. Bez wątpienia odbiegała od podstawowej wersji bez kokosu. A tak, tego także mi zabrakło. Spodziewałam się dodatku w postaci ukochanych wiórek kokosowych, choćby w małej ilości tak jak dodane je do wersji czekoladowej. Nie podważę lepszości tamtej nad powyższą. Sos czekoladowy w podstawowej wersji Riso był znacznie smaczniejszy. Szczerze mówiąc, tak lubiąc wracać do ryżów na niemieckich mleku, do tego nie podejdę nigdy więcej. Ewentualność będzie jakiś poczęstunek czy coś w tym stylu.
Skład i wartości:
Ocena: 4/6
Riso kokos mango
Odnośnie wyglądu nie mam co się rozpisywać ze względu na ich widoczne gołym okiem podobieństwo. Przynajmniej jeśli o wieczko chodzi. Po odsłonięciu wieczka identycznie. Wtedy do mojego nosa dotarł zapach soczystego mango. Tak, głównie jego. Konsystencja samego deseru znów była budyniowa, dość gęsta (lecz nie tak, aby nie spadać z łyżeczki). Mleczny smak dominował w całości ciesząc się subtelną słodyczą. Pływało w nim mnóstwo ryżu - ponownie sprawiał wrażenie nieugotowanego do końca. Znów był twardawy, konieczny do pogryzienia. Wyrazistość kokosu? Żadna. Jakakolwiek forma jego nie znalazła tam swojego odpowiednika poza zapachem. Ten połączył się (z jak wspomniałam na początku) soczystością pomarańczowego owocu. Ponadto, mango było pokrojone ma małe kawałki. Miąższ soczysty. Sos wyglądał podobnie do frużeliny z jednym, małym aspektem. Był naprawdę słodki. Iście słodziutki. Taki element dopełniający słodyczy całemu deserowi.
Drugi wariant był niewątpliwie lepszy od poprzedniego. Wspaniały na wakacyjny deser, jako podwieczorek. Wakacyjny, bo owocowy. Soczyście. Niby kremowy, ale nie do końca i to mi się w nich podobało. Mam tylko jedno zastrzeżenie analogiczne do pierwszego smaku. Gdzie jest mój znakomity kokos? Kwintesencji, nazwy produktu pozbawiono w zawartości. To trochę niedorzeczne. Następnym razem mogliby się bardziej postarać.
Skład i wartości:
Ocena: 6/6
Znalezione: Żabka
Cena: 2 zł z groszami
Wygląda pysznie i nie wiele kosztuje :)
OdpowiedzUsuńuwielbiam ich kaszki ;*
OdpowiedzUsuńAle wiesz, że oni nie mają kaszek na polskim rynku?
UsuńTego smaku nie znam, ale lubię kokos i czekoladę. Szkoda, ze kokos mało wyczuwalny.
OdpowiedzUsuńUwielbiam :-)
OdpowiedzUsuńlubię smak kokosowy :)
OdpowiedzUsuńDla fanów takich deserków :)
OdpowiedzUsuńWygląda super ;)
OdpowiedzUsuńBardzo fajne smaki :) Lubię takie kaszki, więc z chęcią bym spróbowała :)
OdpowiedzUsuńJadłam wczoraj kokos z czekoladą, w ogóle mi nie smakował, ani kokosa nie wyczułam, ani czekolady. Wahałam się czy nie wziąć mango i widzę, że źle zrobiłam.
OdpowiedzUsuńZawsze możesz to nadrobić. ;)
Usuńnie jadam takich rzeczy:)
OdpowiedzUsuńGreat post dear :)
OdpowiedzUsuńI'm now following you #79, how about to visit my blog and follow me back? ^_^
limitededitionlady.blogspot.com
Obie wersje zapowiadają się bardzo ciekawie.
OdpowiedzUsuńDla mnie te ryże byłyby zapewne za słodkie, ale czuję, że będą smakować mojej mamie - mówiłam jej, że takie się pojawiły, ale chyba jeszcze nie szukała :D
OdpowiedzUsuńAngelice smakował najbardziej czekoladowy ale ja jestem zdecydowanie za mango :D
OdpowiedzUsuńJa jadłam mango i też przepadłam! Jedno z ulubionych Riso :)
OdpowiedzUsuń