Każdy ma słodycze, które były nieodłącznym elementem jego dzieciństwa. W końcu najmłodsze lata bez słodyczy byłyby smutne. Ba, życie bez słodyczy byłoby smutne. Nie propaguję tutaj objadania się, zajadania głównie słodkościami, bo to nie wyszłoby zdrowiu na dobre. Próbuję, testuję, następnie opisuję wybrane produkty i polecam lub odradzam w zależności od tego jak mi smakowały. Nie jestem jakoś szczególnie wymagająca, ale jest wiele nie odpowiadających mi w nich cech. Rzadko to się jednak zdarza. Najczęściej degustacja kończy się pozytywnie. Bądź co bądź, mała ja uwielbiała prawie wszystko, co słodkie i nie pogardziła raczej niczym z tych rzeczy. Tak też wszelkie dobre rzeczy lubiły się szybko w domu kończyć. Głównie takie przywiezione z Niemiec. Kiedyś pisałam o tamtych czekoladach, ale o ukochanych żelkach Haribo prawdopodobnie nie wspominałam. Nie umiałam bez nich żyć, a znalezioną w sklepie na wycieczce wersją bez żelatyny nie mogłam pogardzić. Tym bardziej, że podobna paczuszka skończyła się tamtego dnia.
Miałam i wciąż mam wrażenie, że Haribo mają najlepsza szatę graficzną wśród wszystkich żelków jakie kiedykolwiek widziałam. Wpływ ma zapewne na to żółty misiek, nieodłączny element od dawien dawna, znak rozpoznawalny nawet bez popularnego sloganu ,,Haribo smak radości dla dzieci i dorosłych!".Teraz zwróciłam na to uwagę, albowiem wydaje mi się, ze ten żelek przez ów bohatera trzymany ma przypominać akordeon w czterech kolorach. To ten sam ,,kwaśny pasek", których trochę znajduje się w opakowaniu. Zapewne ok. dwudziestu, ponieważ jeden zważony przeze mnie miał 5 g.
Smak: Osiem pasków po dwa w czterech kolorach, więc do tęczy trochę brakuje. Na zapach nie zwróciłam konkretnej uwagi, ale wydaje mi się, że był owocowy z kwaśną, acz delikatną nutką. Typowy dla takich żelków. Cukrowa, ale nadal trochę kwaśna posypka łatwo odlatywała i przyklejała się częściowo do opuszek. Natomiast po wzięciu do ust ulatniała się szybko po czym odsłaniała słodycz i owocowość żelków. Zaczęłam od czerwonej części, kończąc na pomarańczowej. Ta pierwsza dżdżownica (w sumie jak każda) łatwo oderwała się od reszty nie przerywając swojej niewielkiej długości. Mylnie podpowiadała truskawkę. Zapewne zapragnęła zaskoczyć sobą będąc przeciwną oczekiwaniom odbiorcy. Pokazała za to słodką i nieprawdziwą (gdyż w rzeczywistości lubią wykrzywiać buzię), bo słodką porzeczkę. Następna w kolejności była już odzwierciedleniem rzeczywistego smaku cytryny. Tzw. ,,sour lemon" jak to mówią Amerykanie. Dla kontrastu na dalszym planie spotkałam jesień. Słoneczną, lecz czasami także deszczową (z naciskiem na to pierwsze) ze spędzaniem wolnego czasu w sadzie pełnym jabłek samych słodkich odmian. Gdzieś w tle zapodział się odrobinę kwaśny akcent, który równoważył naturalną słodycz pomarańczy w ostatnim pasku.
Nazwijmy to tak jak jest, obustronnie posypany cukier nie był do końca taki kwaśny. Za to akcent owoców był prawdziwy, nie zwracając uwagi na najmniejszy w tym zestawieniu jeśli o porzeczkowy chodzi. Genialne żelki. Nie znoszę cierpnięcia zębów po kwaśnym smaku, czego tutaj na szczęście nie uświadczyłam.
Skład i wartości:
Znalezione: Mila
Cena: ok. 3 zł
Ocena: 5/6
Gdyby ten produkt zobaczyła nasza była pani od przyrody powiedziałaby stanowczo ,,NIE!,, :D Ona kieruję się zzdrowym trybem życia i my także zaczynamy, lecz nie wykluczamy z naszej diety słodyczy, bo tak jak wspomniałaś ,,NASZE ŻYCIE BYŁOBY NUDNE BEZ SŁODYCZY,, :)) Bardzo fajna recenzja. Pozdrawiamy i ślemy buziole ;**
OdpowiedzUsuńSkądś to znam... Drugim raz z energetykiem nie mogłabym wejść do klasy. Lel. X'D
UsuńZgadzam się :) Życie bez słodyczy byłoby by dość smutne. Ja również uważam, że najważniejsze jest zdrowe odżywianie i aktywność fizyczna, a słodycze niech pojawią się w naszym menu raz na jakiś czas. Ja akurat nie jestem zwolennikiem zakazów, bo to nie ma żadnego sensu, chyba, że są jakieś przeciwwskazania zdrowotne u osób chorych :) Odnośnie HARIBO, często o nich słyszę w reklamach. Nie przepadam za bardzo za kwaśnymi żelkami :)Bardziej wolę słodkie cukierki, ale to już kwestia gustu :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNie twierdzę, ze to najważniejsze, ale na pewno ważne.
Usuńjakoś nie przepadam za żelkami ;/
OdpowiedzUsuńNigdy nie przepadałam specjalnie za żelkami, a zwłaszcza tymi w kształcie misiów :D Jeśli już jakieś jadłam, to te słodko-kwaśne, więc pewnie ta seria przypadłaby mi do gustu.
OdpowiedzUsuńJeszcze ich nie jadłam, bo nie jestem wielką fanką żelków Haribo. Ale żelki kwaśne uwielbiam. Te są dodatkowo takie kolorowe :) Pozdrowionka :)
OdpowiedzUsuńNie lubię :P
OdpowiedzUsuńTakie paski tęczowe to kojarzą mi się z Zozolowymi żelkami. :D Dla mnie jedne z najlepszych. :D
OdpowiedzUsuńNigdy nie lubiłam takich słodyczy.
OdpowiedzUsuńNigdy nie lubiłam takich słodyczy.
OdpowiedzUsuńZa żelkami nie przepadam, ale od czasu do czasu mnie najdzie - jeśli dobrze widzę, te nie mają mają żelatyny...:D
OdpowiedzUsuńA bez słodyczy życie byłoby smutne :P
Nie mają. Dlatego nie mogłam ich nie wziąć. :D
UsuńŻelki lubiłam w dzieciństwie, ale nigdy te kwaśne :/ Jakoś za nimi nie przepadałam, choć te powyższe mają piękne kolory :)
OdpowiedzUsuńJa nie znosiłam lukrecjowych, ble.
UsuńTeoretycznie żelków nie lubimy, jednak ostatnio parę razy miałyśmy okazję jeść wegańskie, które bardziej przypominają galaretki i w takiej formie bardziej nam przypały do gustu :)
OdpowiedzUsuńJadłam żelki jako dziecko, ale nie ciągnęło mnie nigdy w stronę słodyczy tak jest do tej pory :)
OdpowiedzUsuńMnie ciągnie nadal, choć może odrobinkę mniej.
Usuń