Lecąc do Japonii wróciłabym prawdopodobnie z wszystkimi rodzajami KitKat, których nie ma w Polsce. A być może wiecie (albo i nie), że jest ich naprawdę mnóstwo w przeróżnych rodzajach od smaku ziemniaka po herbatę,a po drodze znajdą się wegańskie odpowiedniki. Znając życie, wybór byłby trudny. Najprościej wrzucić po kolei jak leci, napotkane smaki do koszyka. Nigdy nie wiadomo na co przyjdzie ochota. Przynajmniej u nas spotkać możemy cś nowego co jakiś czas. Kiedyś Peanut Butter (mój ulubiony, nawiasem mówiąc), następnie Double Caramel, a obecnie Hazelnut. Jesteśmy na dobrej drodze, powiedzmy.
Nieodłącznym elementem dla KitKata jest logo stworzone z czerwonych liter na białym jak świeży śnieg (porównanie w sam raz na wiosnę po prostu). Barwa ta nieco gryzie się z zielenię trawy (a tu już bardziej wiosennie), prezentując się okazale już na samym wstępie (i tu chodzi tu tylko o wierzch.
Bohater jest podzielony na trzy części, z których każda posiada identyczne, rozpoznawalne nawet z daleka, logo na wierzchu. Ułatwia to także dzielenie. Z doła odstaje czekolada, co wygląda jak wzmocniona podstawa. Dodatkowo, subtelnie zalatuje nugatem. Jak to mogłoby nie być smaczne? Jako fanka orzechów miałam nadzieję na pozostawienie go na długo na rynku.
Smak: Powłoka jest okazałej grubości oraz jakości jak przystało na Nestlé. Rozpuszcza się tworząc charakterystyczne błotko na języku dzięki swej niebanalnej kremowości i głębokiej mleczności połączonej ze sporą słodyczą, która zdaje się wzrastać wraz z kolejnymi kęsami. Przecież ja to doskonale znam, wszakże spotkałam się z tym w marcowe, wiosenne święta! Wtedy to spotkałam się z KitKat Crispy w formie zająca wielkanocnego. Nestlowska (?) czekolada znów raczy dosadną błogością. Środek za to stanowią wypieczone, dobrze chrupiące i niesłodkie wafelki przełożone z lekka tłustym kremem o delikatnym, orzechowym smaku. Delikatnym, bo należy wytężyć wzrok i słuch albo raczej węch i język trzeba się skupić, aby go dokładnie poczuć. Decydująca rolę odgrywa chowająca się pod kołderką z polewy masa nugatowa. Posiada jakąś namiastkę z prawdziwego nugatu, na dodatek jest jemu bardzo bliska, ale nadal to nie całkowite odzwierciedlenie. Pod koniec tworzy za to przyzwoite błotko.
Powyższy KitKat nie zawrócił mi w głowie, nie zrzucił na kolana i z całą pewnością nie stał się nagle moim ulubionym. Jest naprawdę bardzo dobry, ale do najlepszego trochę mu jeszcze brakuje. Wciąż preferuję wariant z masłem orzechowym, którego - jak na razie - nic nie przebije.
Skład i wartości:
Znalezione: Żabka
Cena: 1 zł z groszami
Ocena: 5/6
Nie jadam batoników, ale jak mnie jakiś kusi przy kasie, to zwykle właśnie kit kat.
OdpowiedzUsuńDawno ich przy kasie nie widziałam.
UsuńBardzo dawno temu jak KitKaty pojawiły się na rynku brat kupił mi jednego - pamiętam, że mi smakowały ;) Potem zjadłam go jeszcze z raz a moze dwa.... raz w życiu jadłam też tego z masłem orzechowym ale tej wersji nie jadłam.... nie zapowiada się bym go zjadła bo batony bo to jak dla mnie za dużo cukru ;P
OdpowiedzUsuńCzekolady mają zazwyczaj więcej albo utrzymują się na tym samym poziomie. Czekolady też zawsze można zjeść więcej.
UsuńMnie Japońskie KitKaty jakoś nie rajcują...ogólnie dla nie jedzenie z Japonii jest dziwne :P
OdpowiedzUsuńTego mam, ale jeszcze nie próbowałam. Mam nadzieję, że będzie boski!
Japońska kuchnia jest niemniej jednak ciekawa.
UsuńTen z masłem orzechowym to i my uwielbiamy, a na ten skusimy się tak może kiedyś przy okazji ;)
OdpowiedzUsuńZ naciskiem na może? ;P
UsuńJa zawsze bardzo lubiłam kity katy
OdpowiedzUsuńJa też.
UsuńLubię KitKaty w każdej wersji. Pamiętam, jak byłam w 1 klasie podstawówki i moim pierwszym zakupem w szkolnym sklepiku była kanapka oraz KitKat :P Jak będę w domu, to kupię, spróbuję kawałek, a resztę oddam tacie - uwielbiam nugat, więc prawdopodobnie to będzie dla mnie strzał w dziesiątkę :)
OdpowiedzUsuńU mnie w podstawówce nie sprzedawali kanapek, tylko i wyłącznie napoje oraz słodycze.
UsuńW Kit Katach zawsze najbardziej lubiłam grubą warstwę czekolady po bokach ;D Wieki nie jadłam klasycznego - a mam na niego ochotę, ale w sklepach widzę tylko wersję chunky...
OdpowiedzUsuńOrzechowego może kiedyś kupię, jak zobaczę w jakieś promocji... Nie rajcuje mnie specjalnie ;p
Często tak jadłam obgryzając najpierw czekoladę. Ja tego orzechowego kupiłam w promocji.
UsuńA Chunky?
Ot zwykły baton. Miałam go nawet kupić, ale zasadniczo Kit Katy to nie jakaś moja wielka miłość. Może w sumie i lepiej, że się nie skusiłam. Najbardziej lubię białą ich wersję :) Może kiedyś tego spróbuję. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńNie pamiętam czy kiedykolwiek jadłam białą wersję.
UsuńLubię białego, chyba najbardziej ze wszystkich kit katów. Orzechowy brzmi... bezpiecznie i banalnie. :D
OdpowiedzUsuńMoże i tak, ale limitkę trzeba było spróbować. ;3
UsuńNie mogę sie jakoś nigdzie go dopatrzyć, a kupię chyba od razu 10, bo Kit Katy to moje naj batony :)
OdpowiedzUsuńSzukaj, szukaj. Żabka i Fresh Market.
UsuńMoje też.
Kit Katów unikam, bo pamiętam, że za każdym razem jak zjadłam całego na raz to mdli mnie potem niemiłosiernie. :D Chociaż Chunky Hazelnut jak i Peanut Butter kuszą już od dłuższego czasu...
OdpowiedzUsuńKup, schowaj w szufladce i niech czekają.
UsuńOd czasu do czasu lubię zjeść takiego batona :) Lubię kit kat. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńmoim ulubionym właśnie jest peanut butter! Rządzi :D
OdpowiedzUsuńA takiego nie spotkałam :9
Nie tylko Twoim.
UsuńTeż lubię Kitkaty. Zaskoczyłaś mnie tymi japońskimi smakami. Nie wiedziałam, że jest ich więcej (oczywiście nie u nas). Jadłam klasycznego (w czerwonym opakowaniu) i białego. Smacznego i pozdrawiam. ;)
OdpowiedzUsuńpamiętam jak je dostawałam w latach 90 z Kanady, nikt ich nie znał i je wtedy uwielbiałam. A potem jakieś takie zwyczajne się zrobiły, wieki nie jadłam już:)
OdpowiedzUsuńTeraz można by powiedzieć, że był szpan. ;D
UsuńNIe jadam zbyt często słodkich batonów, ale moja siostrzenica go uwielbia. Skusiłam się i przyznam, że jest całkiem smaczny :D
OdpowiedzUsuń